Aktualności

7 stycznia 2024

Mała miejscowość, wielka energia – poznajcie Pracownię Orange w Brodnicy k. Śremu!

aktualności

Małgorzata Sajkiewicz z trojką dzieci podczas warsztatów.

Kontynuujemy naszą wielką wirtualną wyprawę po nowo otwartych Pracowniach Orange. Tym razem zaglądamy do Brodnicy k. Śremu i rozmawiamy o pomysłach, nadziejach i wyzwaniach z Liderką tamtejszej Pracowni, Małgorzatą Sajkiewicz.

Opowiedz proszę, kto wpadł na pomysł utworzenia Pracowni Orange w Waszej miejscowości i jak się to później potoczyło.

Małgorzata Sajkiewicz, Liderka Pracowni Orange w Brodnicy k. Śremu: Sprawczynią całego zamieszania jestem ja, bo natrafiłam na informację o konkursie na Pracownie Orange. Wcześniej też to obserwowałam, ale z uwagi na liczne obowiązki – w pracy zawodowej i jako sołtyska – pomyślałam sobie: “Może to nie teraz – jest za mało czasu”. Ale mam wokół siebie życzliwe osoby i jedna z nich, z którą uczestniczyłam w programie Szkoły Liderów, powiedziała: “Musisz startować, to jest konkurs dla was!”. Sprowadziłam ją trochę na ziemię i zapytałam, czy czytała regulamin. Wymagania, które Fundacja stawia, były wysokie, bo wiedziałam, że będziemy aplikować jak organizacja pozarządowa (chociaż był też pomysł, żeby wniosek złożyć poprzez bibliotekę). Złożyło się jednak tak, że w kilka dni napisałyśmy ten wniosek.

Pomysł na Pracownię wypłynął trochę naturalnie. Wcześniej robiliśmy już tutaj różne rzeczy i jak przyjrzałam się trochę, co Pracownie Orange robią, to pomyślałam, że merytorycznie faktycznie jest to coś dla nas. Nie mamy ośrodka kultury, biblioteka jest, ale nie ma oferty warsztatowej i szkoleniowej, nie ma też przestrzeni otwartej, żeby organizować różne przedsięwzięcia. Pomyślałam też, że skorzystamy z tego, że nasza grupa lokalna to bardzo różne osoby. W grupie inicjatywnej znalazła się Marysia, seniorka, która nas bardzo wspiera, reprezentuje grupę osób starszych i pomaga nam dotrzeć właśnie do tej grupy. Druga koleżanka, którą poprosiłam o wsparcie, Marlena, jest mamą, mocniej angażuje się w szkole i pomyślałam, że dobrze byłoby mieć ją w zespole, bo ma dzieci w wieku nastoletnim, a chcemy kierować ofertę szczególnie do ich rówieśników. Marlena jest osobą, na której mogę polegać też prywatnie, znałyśmy się z innych sytuacji – wystarczy do niej zadzwonić i zawsze po prostu jest. To, gdzie pracują i czym zajmują się aktualnie dziewczyny, jest zupełnie inne od tego, co ja robię – nie wspomogą mnie może w kwestiach informatycznych czy biurowych, ale właśnie na tym to polega, że się różnimy i mamy inne zasoby. To jest super, że mamy różne umiejętności, bo to się właśnie tak “spotyka”, nawet jeśli czasem czegoś brakuje. Ta grupa inicjatywna była początkiem – we wniosku można było zdaje się opisać maksymalnie 3 osoby, więc nie mogłam opisać wszystkich, co nie znaczy, że ich z nami nie ma. 

Wniosek złożyłyśmy bez żadnych oczekiwań. Był dość krótki, nie można było się tam za bardzo rozpisywać. Pomyślałam sobie, że wszystko może się wydarzyć. Potem, jak się dowiedziałam, że jest bardzo dużo wniosków, to już zupełnie stwierdziłam, że będzie to trochę loteria. Wiedziałam, że w okolicy nie ma jeszcze Pracowni Orange, ale nie wiedzieliśmy, jakim kluczem pójdą te kolejne wybory. Jak się dowiedzieliśmy, że jesteśmy zakwalifikowani na rozmowy rekrutacyjne, to też nikomu nie powiedzieliśmy tak od razu – bo już jesteśmy tak blisko, a jak się nie uda, no to będzie taki zawód… 

Pomyślałam sobie wtedy też, że to dopiero będzie wyzwanie! Nie funkcjonujemy w strukturze instytucji publicznej, współpracujemy oczywiście z biblioteką itd., ale oznacza to – i to wybrzmiewa teraz w rozmowach między Pracowniami – że muszę ten zespół zorganizować, opierając to póki co na wolontariacie. Fajnie, że dużo osób nam kibicuje, ale myślę sobie, że za jakiś czas będzie taka potrzeba, żeby albo poprosić o wsparcie samorząd, albo wymyślić inny sposób, żeby to działało systematycznie. Wolontariat może się okazać niewystarczający. Trzeba ludzi trochę przekonać do tego miejsca, po co ono w ogóle jest i że to nie jest – dla mnie przynajmniej – po prostu kolejny projekt, który robimy. W projektach jest jakiś cel, osiągamy go, a potem biegniemy sobie dalej. Tutaj jest inaczej.

Czy mieliście jakieś trudności na etapie przygotowań do otwarcia Pracowni Orange? Jak wygląda Wasza przestrzeń i Wasz program?

Kiedy się dowiedzieliśmy, że powstanie u nas Pracownia Orange, napotkałam na pewne trudności w zmianie miejsca. Pierwotnie mieliśmy mieć takie pomieszczenie, które mieści się budynku biblioteki, ale od wielu lat jest zajmowane przez inną grupę. Te ustalenia uległy zmianie – rozczarowało mnie to, ale kiedy ochłonęłam, pomyślałam sobie: “no trudno, nic na siłę”. Miejsce, które mamy teraz, też jest bardzo dobre – to świetlica wiejska, która była w dużej mierze używana przez nas, przez Koło Gospodyń Wiejskich, przez ludzi, którzy coś oferują społeczności. Przestrzeń jednak się zmieniła – jest teraz bardziej otwarta. Wcześniej odbywały się tu raczej wewnętrzne spotkania Koła czy większe wydarzenia z różnych okazji. Sala nie jest duża (ma ok. 30 m kw. powierzchni), ale jest dostępna dla osób z niepełnosprawnościami. 

Podoba mi się to, że jest to miejsce inne niż instytucje, które zwykle zajmują się jakimś wycinkiem działalności edukacyjnej czy społecznej wynikającym ze statutu czy zasad określonych w regulaminach. Tutaj zaś jest większa swoboda w tworzeniu tego programu, duża dowolność co do tego, jaką formę mają przybierać zajęcia. Będziemy przemycać treści z zakresu edukacji cyfrowej czy podnoszenia innych kompetencji, ale to wszystko będzie w charakterze doświadczania różnych rzeczy – i to jest właśnie to, o co mi chodziło. Poczułam dużą odpowiedzialność, bo w momencie, kiedy realizujemy to w czynie społecznym, to nawet posiadając grafik oczywiście pojawiają się czasem takie życiowe historie – np. komuś zachoruje dziecko – i musimy reagować na bieżąco. Pracownia jest otwarta od wtorku do soboty, w tym jednego dnia funkcjonujemy do południa z myślą o osobach, które nie pracują i mogą przyjść w ciągu dnia. Wczoraj miałam taką sytuację, że musiałam zamknąć wcześniej i widziałam taki zawód wśród zgromadzonych osób. To dowód na to, że dzieci i młodzież chcą do nas przychodzić – na razie to oni są naszą główną grupą docelową. W systemie szkolnym są zawaleni różnymi rzeczami – myślę, że Pracownia stanowi na to swoistą odpowiedź, bo tutaj nikt im niczego nie nakazuje. Nawet jeśli mamy jakąś ofertę warsztatów czy spotkań to nie jest tak, że ich do tego zmuszamy, a raczej dajemy im jakąś propozycję. Z czasem pewnie oni też zaczną proponować. Widzę, że się na nas otwierają: ta relacja jest wciąż budowana, bo to wymaga czasu. Ciekawe jest to, że dzieci same pilnują czasu – kiedy jest ich więcej, a korzystają z gogli VR czy z laptopa, prowadzą jakąś listę i dbają o siebie wzajemnie. 

Myślę, że seniorki i seniorzy z czasem też zaczną częściej nas odwiedzać. Staramy się zapraszać ich indywidualnie – takie rozmowy 1:1 są u nas najbardziej skuteczne. Mamy też teraz bardzo obiecującego, młodego proboszcza, który myśli postępowo, i myślę, że będzie naszym przekaźnikiem do tego, by te osoby do nas zachęcić. W takich małych społecznościach ma to znaczenie i będziemy szukać takich osób, które będą nam sprzyjać i promować nasze działania. Patrzymy z nadzieją w przyszłość. Pracownia Orange może być też kluczem do przekonania lokalnych władz i spełnienia naszego marzenia o gminnym ośrodku kultury. Teraz jest mi łatwiej, bo znam już osoby, które przeszły taką drogę i wiedzą, jak zrobić pewne rzeczy. 

Możesz troszkę opowiedzieć o otwarciu Pracowni i jak to u Was wyglądało?

Otwarcie mieliśmy 3 października, bo różne rzeczy nam się poprzesuwały np. z malowaniem i dostawą sprzętu. Musieliśmy też sporo rzeczy robić po godzinach, ale wszystko szło dosyć sprawnie, biorąc pod uwagę, że jako KGW mieliśmy równolegle także inne projekty. Samo otwarcie miało charakter takiego dnia otwartego – sporo działo się na zewnątrz, bo dopisała nam pogoda, zrobiliśmy też ognisko. Przyjechało sporo osób “z zewnątrz”, niezwiązanych nawet z naszą gminą, które są nas ciekawe i nam kibicują – np. chłopak, który kiedyś grał u nas koncert. To bardzo miłe, a poza tym są to potencjalnie osoby, które mogą nas w jakimś zakresie wesprzeć. Budowanie sieci wsparcia jest ważne – i czasem trudne.

Przygotowałyśmy poczęstunek, można było też wypróbować sprzęty dostępne w Pracowni. Szukałyśmy też kogoś, kto mógłby nam pomóc z drukarką 3D. Pomogła tu siła Facebooka, bo okazało się, że jest taki chłopak – bardzo skromny, bo zajmuje się drukarką 3D od dwóch lat i mówił, że nie ma wiedzy (śmiech) – który początkowo trochę wzbraniał i trochę obawiał się “publiczności”. Ale nie chodziło nam o wielki pokaz, tylko o prostą instrukcję, jak tego używać – tak, żebyśmy też my wiedziały, jak to robić. Potem okazało się też, że mam na wsi studenta informatyki, który zna te wszystkie rzeczy. Jest bardzo bezpośredni – był już u mnie i zrobił kilka rzeczy, na które ja nie miałam czasu, w tym oficjalny regulamin korzystania z Pracowni, który stworzył w 15 minut. I o to też chodzi – żeby takie miejsca przyciągały do działania osoby, które po prostu czują temat i chcą się zaangażować bezinteresownie. Niektóre osoby pojawiają się po prostu w odpowiednim momencie – zawsze powtarzam, że bez szczęścia do ludzi te rzeczy by się zwyczajnie nie poudawały. 

Mam jeszcze jedną taką osobę poza tą grupą inicjatywną – jest pedagogiem specjalnym i nauczycielem. Od razu złapałyśmy kontakt, ona też przeprowadziła się w idealnym momencie, bo zaczęła mieszkać u nas na wsi w wakacje. No i tak z marszu – trochę nie miała wyjścia (śmiech). Świetnie nam się rozmawia i nawet wtedy, kiedy brakuje jej czasu, dużo rzeczy ze sobą konsultujemy, wieczorami czy gdzieś w międzyczasie. To osoba, która bardzo dużo wnosi do Pracowni i ma kompetencje, które ja od niej po prostu chłonę, bo nie jestem pedagogiem ani nauczycielem (chociaż miałam kiedyś takie marzenie). 

Co udało Wam się zrealizować do tej pory?

Działamy drugi miesiąc – to był dobry, bardzo intensywny czas. W tym miesiącu rozpoczęliśmy serię spotkań z ciekawymi osobami. Przyjechał do nas Bartek, chłopak, który jest podróżnikiem i dziennikarzem. Spotkanie było bardzo udane, bo przyszli na nie też seniorzy – dla mnie to dowód na to, że jest w społeczności potrzeba, żeby takie spotkania realizować. Mieliśmy też warsztaty malowania kamieni z okazji Halloween – porozmawialiśmy trochę o tej tradycji, która ma się u nas całkiem dobrze, bo dzieciaki zbierają cukierki. Odbyły się też warsztaty malarskie. Przygotowujemy się też do kiermaszu świątecznego, więc w ostatnich dniach robimy różne ozdoby świąteczne, dzisiaj będziemy wypiekać pierniki. 

Sporo jest takich aktywności, które dzieją się przy komputerach, bo wydaje mi się, że dzieciaki nie mają w domu do nich dostępu na tak długo, a tutaj mogą trochę pograć. Dla mnie to trochę nowy świat, bo nigdy nie grałam, ale oni świetnie sobie radzą – czasem wiedzą lepiej niż ja, co i jak zrobić. 

W środę zawsze mamy planszówki, to jest taki stały dzień. Zauważyłam jednak, że dzieciaki sięgają po te planszówki także w inne dni. To trochę obala taki mit, że one będą grać tylko na konsoli – właśnie nie, bez problemu potrafią sobie sami zorganizować czas nie tylko z konsolą w roli głównej. Regularnie obserwuję też, że bardzo lubią różne zabawy ruchowe i kalambury. Dzięki jednej osobie, która wspiera nas z Londynu, mamy ponadto dostęp do jednej z platform streamingowych. To pozwala nam organizować takie prawdziwe kino domowe – to kolejny nasz stały punkt. Wydawało mi się, że może jest trochę za głośno, ale zaraz usłyszałam: “Ale jak to, proszę pani, w kinie tak jest!” (śmiech) Organizujemy wtedy poczęstunek, każde dziecko też coś ze sobą przynosi.

Jeszcze tego nie rozkręciliśmy, ale mnie zależy na wolontariacie – żeby młodzież wspierała trochę naszych seniorów. Wiem, że nasze seniorki, które należą do KGW, mimo że używają smartfonów, to czasem nie radzą sobie z prostymi rzeczami. Moglibyśmy też trochę pójść w tę stronę, łącząc edukację cyfrową i bezpieczeństwo w sieci. Chcemy zorganizować ponadto warsztaty z drukarki 3D i z projektowania stron internetowych – to inicjatywa naszego wolontariusza-studenta, o którym już wspominałam i który zauważył, że dzieci “tylko grają”. On też, jak mi powiedział, grał całe życie, więc pewnie mógłby opowiedzieć trochę, jak pomogło mu to dojść do momentu, w którym jest teraz, i dać dzieciakom taką perspektywę, że korzystanie z różnych opcji, jakie daje komputer, może być sposobem na życie.

Staramy się też odpowiadać na bieżąco na różne okazje i potrzeby. Ostatnio był Światowy Dzień Praw Dziecka – wykorzystałam tę okazję, żeby trochę porozmawiać o tym, co dzieje się w szkole, obejrzeć wspólnie filmik na ten temat. Zrobiliśmy też razem plakat i okazało się, że praw dziecka jest bardzo dużo, a nie mówi się o tym w ogóle szkole – uczestnicy zajęć, dwunasto-, trzynastolatkowie nie znali tego tego tematu ze szkoły. To kolejny dowód na to, że w Pracowni możemy uzupełnić czy posklejać wiedzę z innych źródeł. Widzę też, że dzieciaki, które na początku były trochę zamknięte, po tych dwóch miesiącach zaczynają się otwierać – przychodzą do nas jak do siebie, wiedzą, że to ich miejsce. Wprowadziliśmy taką zasadę, że przynosimy ze sobą kapcie – dzięki temu nie tylko mamy dużo mniej sprzątania, ale też czujemy się bardziej “domowo”. 

Co będzie działo się w Pracowni w kolejnych miesiącach?

W przyszłym roku chciałabym, żebyśmy 2-3 razy w miesiącu mieli jakieś warsztaty dodatkowe, ale to zależy trochę od tego, czy uda nam się ściągnąć jakieś fajne osoby zewnętrzne – wydaje mi się, że to bardziej przyciągnie ludzi. Na pewno będziemy kontynuować na spotkania podróżnicze, mamy też kilka osób, które mają swoje niebanalne pasje. Zaprosiliśmy już jedną dziewczynę, rękodzielniczkę, która robi kartki metodą quillingu – temat został szybko podchwycony i przez dzieci, i przez dorosłych. Niektóre takie osoby-pasjonatów trudno do tego przekonać: często mówią, że nie są nauczycielami i nie potrafiłyby tego zrobić. Z czasem jednak i osoby dorosłe wychodzą z takiej swojej “skorupy” i zaczynają dostrzegać, że mają super umiejętności, które są niezwykłym zasobem w dzisiejszym świecie, i nawet nie zdają sobie z tego sprawy. Odkrywanie tych ludzi jest bardzo ciekawe. Dziewczynę, która zajmuje się quillingiem, namawiałam kilka razy – wcześniej się nie zdecydowała, ale przychodząc z dziećmi często do Pracowni odnalazła w sobie do tego motywację.

Myślę, że obraliśmy dobry kierunek. Teraz potrzebujemy jeszcze trochę takich “życzliwych ambasadorów” Pracowni, żeby przekonywać i zapraszać do nas ludzi i żeby to miejsce nie było tylko punktem na mapie. Powinniśmy traktować to wszyscy jako duży przywilej, że jest to u nas – i to od nas zależy, czy tę szansę wykorzystamy.