Aktualności

30 września 2025

Dobre relacje, które motywują do dalszej pracy – Pracownia Orange w Brodnicy k. Śremu

aktualności

grupa dzieci na obrazku trzyma w ręku narysowaną pracę

Działania w małych miejscowościach, w ramach niewielkich organizacji to często niezwykle trudne zadanie. O wyzwaniach takiej pracy, satysfakcji, którą daje i źródłach swojej motywacji opowiedziała nam Małgorzata Sajkiewicz, liderka Pracowni Orange w Brodnicy k. Śremu.

Katarzyna Lipska: Co dla Ciebie znaczy bycie liderką Pracowni Orange?

Małgorzata Sajkiewicz, liderka Pracowni Orange w Brodnicy k. Śremu: Jestem taką osobą, która organizuje tę przestrzeń i inicjuje działania w tym miejscu, która wsłuchuje się w potrzeby mieszkańców w miarę możliwości. To też duża odpowiedzialność – walczyliśmy o to miejsce i chcieliśmy, żeby to miejsce dla dzieci, młodzieży i dorosłych u nas powstało, więc ja to traktuję trochę jako taką misję. Nie mamy w naszej miejscowości innej tego typu przestrzeni ani organizacji społecznej, która zajmuje się kulturą czy edukacją, więc Pracownia Orange wypełnia taką lukę, która jest w naszej gminie.

A co daje Ci bycie liderką Pracowni Orange?

Na pewno są cienie i blaski. Z takich pozytywnych rzeczy to na pewno to, że daje mi to wiele motywacji, inspiracji, że możemy coś tutaj wspólnie zrobić, podziałać i tworzyć fajne rzeczy dla ludzi i z ludźmi. Trochę przysparza mi to też stresu – rozmyślam, jak pewne rzeczy finansować, jak je organizować i jak włączać ludzi, co nie jest łatwe, bo każdy z nas ma różne potrzeby i jest zabiegany w tej codzienności. W pierwszym roku działalności bardziej nas to cieszyło, bo było czymś nowym. Teraz jesteśmy na takim etapie, że trochę ta energia okrzepła i czasami brakuje osób, które chciałyby to miejsce rozwijać, ale wynika to z tego, że działamy wyłącznie w oparciu o wolontariat, a każdy ma swoje codzienne obowiązki, które zmieniają się z biegiem czasu.

Lubię to miejsce – zmieniliśmy je, ożywiliśmy puste ściany. Czasem przychodzi do nas ktoś, kto jeszcze u nas nie był albo nie był od dawna, i jest bardzo zaskoczony, że coś takiego tutaj jest. Myślę, że to dodaje takiej motywacji, że jeszcze nie wszystko zrobiliśmy i wiele przed nami.

Co jeszcze motywuje Cię do działania? Jak nie stracić motywacji po tym początkowym okresie “miesiąca miodowego”?

Mimo tego, że powiedziałam, że jest nas mało, to jest jednak – nieliczna, ale jednak – grupa osób, którym chce się coś robić, nie tylko z naszej miejscowości. Teraz pojawiła się Jagoda, która ma różne rękodzielnicze umiejętności i chce coś od siebie dać wolontariacko. Myślę, że to mi dodaje sił – że co jakiś czas pojawiają się takie osoby, które albo idą za moim pomysłem, albo wspólnie coś wymyślamy. Po jakimś czasie człowiek się wypala, ale te osoby, które się pojawiają i zaszczepią jakiś nowy pomysł, podeślą informację o jakimś konkursie albo powiedzą coś takiego dopingującego, pokazują – i utwierdzają mnie w przekonaniu – że to wszystko ma sens.

Jakie zmiany udało Ci się wprowadzić, będąc liderką Pracowni Orange? Jakie chciałabyś wprowadzić w przyszłości?

Udało mi się zorganizować u nas spotkanie w ramach jednego z posiedzeń Rady Gminy Brodnica z 15 radnych, żeby po ponad roku działalności pokazać im to miejsce, naświetlić im kwestie formalne i opowiedzieć, jak doszło do tego, że mamy u nas Pracownię Orange, jak jest to finansowane i jakie mamy perspektywy – albo jakich nie widzimy, przez to, że współpraca ze strony samorządu jest tylko w minimalnym zakresie. Zależało mi na tym, żeby te osoby, które są bardziej decyzyjne i są bliżej konstruowania budżetów, zobaczyły, że mamy takie miejsce, jak ono działa i kto z niego korzysta. Odbyłam też kilka spotkań w tej sprawie z nową zastępczynią wójta, która ma zajmować się edukacją i kulturą. Zaprosiłam ją do Pracowni Orange, żeby trochę odczarować to miejsce, które nie jest częścią szkoły, biblioteki ani centrum kultury. Nie jest to łatwe, ale trzeba rozmawiać z władzami, żeby zmieniać tę mentalność i pokazywać, że perspektywy mogą być różne.

Będąc sołtyską, łączę działalność Pracowni Orange z Kołem Gospodyń Wiejskich – osoby działające w tych grupach siłą rzeczy się przenikają. Staramy sie być widzialni, zachęcać ludzi do uczestnictwa, prowadzimy grupę w mediach społecznościowych… Wydaje mi się, że najważniejsze jest to, by tych nieprzekonanych czy tych, którzy jeszcze o nas nie wiedzą, zapraszać i im to pokazywać. Pisanie projektów jest jakimś sposobem na zdobycie środków, ale w kontekście jakiejś trwałości działania – zakupu narzędzi czy materiałów – stałe wsparcie jest bardzo ważne. Mam takie marzenie, żebyśmy wspólnie z samorządem znaleźli sposób na to, jak to miejsce wzmocnić.

Co uważasz za swój największy sukces jako liderki Pracowni Orange?

Mieliśmy np. warsztaty szycia poduszek i pledów dla zwierzaków – to pokazało, że taka maszyna do szycia, którą zdobyliśmy od Fundacji Orange, daje naprawdę dużo możliwości. Okazało się, że mamy dziewczyny, które potrafią na takiej maszynie szyć, że to w sumie nie jest takie trudne, jak się pokaże, a dzieciaki bardzo szybko to łapią. Te zajęcia, choć były kilkuosobowe, pozwoliły, by każda osoba mogła się przy tej maszynie sprawdzić. Okazało się dzięki temu, że ta trochę dziś “archaiczna” aktywność wraca do łask i było to naprawdę bardzo fajne. Będziemy szyć kolejne rzeczy, jak np. gumki do włosów – albo będziemy przekazywać to na cel charytatywny, albo sprzedamy na kiermaszu świątecznym. Jest więc jakiś określony cel, który sprawia, że łatwiej jest nam się w dane działanie zaangażować.

Robiliśmy też bardzo niepozorne zajęcia w temacie zdrowia i dbania o siebie, w których brały udział nastolatki. W ramach kolejnego kroku chcemy złożyć wniosek w temacie budowania odporności psychicznej, pierwszej pomocy psychologicznej, bo problemów rówieśniczych jest mnóstwo. Wiem o nich po części dlatego, że mam to miejsce, że istnieje Pracownia Orange. Czasem, dzięki temu, że te informacje pojawiają się niejako przy okazji naszych warsztatów, mamy możliwość reagowania. Myślę, że to miejsce nie zawsze musi być wypełnione warsztatami, ale zawsze jest tutaj ta rozmowa, dzięki której możemy realnie komuś pomóc. Nie mówię, że jest to sukces, ale na pewno coś, co nadaje naszym działaniom sens.

Formuła Pracowni Orange trochę się zmienia i to, że ja się na to otwieram, to też jest pewnym sukcesem i progresem (śmiech). Wcześniej miałam duże ciśnienie na to, żeby robić warsztaty. Teraz okazuje się, że ludzie, którzy do nas przychodzą, po prostu potrzebują miejscówki – chcą usiąść, pogadać, posiedzieć. Załatwiłam kanapę od znajomej firmy i okazuje się, że nic więcej nie potrzeba. Ktoś powie, że niewiele się dzieje, ale widocznie dla tych osób to, że mogą się spotkać i pogadać, to jest bardzo dużo. Dzięki temu ta relacja z młodymi ludźmi jest na innym poziomie. To jest chyba taki największy zysk społeczny – że są z nami ludzie i nasze relacje są dobre. Gdybym chciała tę Pracownię Orange zamknąć, to znajdzie się spora grupa osób, która przeciw temu zaprotestuje: i to uważam za największy sukces.

Rozmawiała Katarzyna Lipska